Krótko o fabule- Mark Renton żyje sobie spokojnie w Amsterdamie, prowadząc ułożone życie. Postanawia jednak wrócić na stare śmieci z chęci zobaczenia swoich starych znajomych. I jak to bywa w tego typu sentymentalnych wycieczkach, widzimy co po tylu latach dzieje się z naszymi bohaterami. Bigbie siedzi w więzieniu, Sick Boy żyje z ulicy i krętactwa, a Spud nadal zmaga się z narkotykowym nałogiem. Co ciekawe, to on przejmuje tu od Marka tak charakterystyczną dla filmu rolę narratora. Spotkanie z dawnymi znajomymi powoduje kaskadę wydarzeń, którą nazwę fabułą i zdradzał nie będę. Wspomnę tylko, że nie wszyscy znajomi Marka, są zadowoleni z oszustwa jakiego się na nich dopuścił.
Wiadomość że Danny Boyle, powraca do bohaterów sprzed 20 lat, mocno mnie zdziwiła. Pierwsza część „Trainspotting” była dziełem kompletnym. Na końcu filmu, główny bohater odcina się jednak od swoich szalonych przyjaciół, przy okazji oszukując ich na sporą kwotę pieniędzy. Symboliczne zerwanie z przeszłością i zrobienie milowego kroku w przód, w niejasną przyszłość było metaforą dorosłości, która prędzej czy później dopada wszystkich lub niszczy tych którzy chcą jej uciec. Mark wybrał dorosłość, jakkolwiek nudna by ona nie była, a teraz po 20 latach tęskni za swoją szaloną młodością. Podobnie Danny Boyle. Wkrótce po „Trainspottingu” opuścił Edynburg i wkroczył w świat Hollywoodu. Udało mu się wyrwać. Ale tak jak jego bohater Mark zatęsknił za domem i dawnymi przyjaciółmi, tak reżyser zatęsknił za swoim arcydziełem. Konstrukcyjnie i realizacyjnie „Trainspotting 2” nie jest złym filmem. Wręcz przeciwnie. Nie brakuje tu charakterystycznego dynamicznego montażu, wyczucia kamery a także gagów, które rozbawią nas w starym dobrym stylu. Nie ma jednak ducha, tego powiewu nowości, który towarzyszył oryginałowi. Wydaje się, że tak jak jego bohater, tak i Boyle trochę stracił kontakt z rzeczywistością z której się wywodzi, gubiąc gdzieś po drodze przenikliwość, którą tak urzekł nas dwadzieścia lat temu. To co udało mu się stworzyć wtedy, dziś wymyka się niczym zając psom w scenie z „Przekrętu” jego rodaka Guya Ritchiego. „T2: Trainspotting 2” to film skierowany do tego pokolenia widzów, które przeżywało część pierwszą niczym uczniak pierwszą randkę. Jednak młodzieńczy duch który płonął jasno i wylewał się wtedy z ekranu, teraz ledwo się tli. Danny Boyle próbuje wskrzesić tego ducha, ale niestety brakuje tu paliwa.
„T2:Trainspotting 2” to film dobry i interesujący. Godny polecenia nie tylko fanom serii (chyba już można tak ją nazwać). Danny Boyle sprawdza się w roli reżysera, pokazując swój kunszt nabyty w nagradzanych na festiwalach produkcjach. Aktorzy również stają na wysokości zadania, stwarzając ciekawe kreacje. Niestety ekipa podjęła się rzeczy niemożliwej- dorównania oryginałowi, a ten film niestety tak wybitny jak jego poprzednik nie jest. Gdyby odjąć kultowy ciężar prequela zostaje nam właściwie kolejna pozycja, która z traktuje o sentymencie do przeszłości, tęsknocie za młodością i tym co już minęło. Konkluzja, niestety, często w tego typu filmach bywa podobna- to już nie wróci.