W Grecji była świętym drzewem. Poświęcono ją Artemidzie – bogini księżyca, lasów i gór, płodności, patronce narodzin, oraz Dionizosowi – bogu płodności, dzikiej natury, winnej latorośli i wina. Uczestnicy procesji ku czci Dionizosa wymachiwali gałęziami jodłowymi, oddając w ten sposób drzewu szacunek. Adonisowi – patronowi fenickiego miasta Byblos – przypisano jodłę jako drzewo jego narodzin.
Coroczna śmierć ducha roślin (jesień) i zmartwychwstanie (wiosna) zostały przeniesione przez ludy Bliskiego Wschodu na bogów płodności, dlatego rośliny zielone przez cały rok, symbolizowały ciągłość życia.
Rzymianie wróżyli z poszumu gałęzi jodłowych oraz z zachowania ptaków latających w pobliżu jodły. Wierząc w jej uzdrawiającą moc, zalecali chorym opieranie sie o jej pień.
Wyjątkową czcią otaczali jodłę Żydzi, wykorzystując drewno do budownictwa sakralnego. W źródłach historycznych odnajdujemy zapis, że w świątyni jerozolimskiej król Salamon rozkazał wyłożyć podłogę tarcicami jodłowymi.
Żyjący w VIII wieku św. Bonifacy z Devonu wyruszył do Europy, by szerzyć chrześcijaństwo wśród plemion germańskich, które czciły dąb, bogato go dekorując w czasie święta Zimowego Przełomu. Według legendy, Bonifacy przeciwstawiając się pogańskiemu świętu, ściął dąb stanowiący centrum obchodów. Ku zdziwieniu wszystkich ze ściętego pnia nocą wyrosła jodełka. Tak narodził się w Niemczech zwyczaj dekorowania jodły świeczkami, by św. Bonifacy mógł głosić wiarę wśród pogan także nocą. Tradycja ta zanikła na wiele wieków, aż w połowie XVIII wieku odżyła, szerząc się w całym chrześcijańskim świecie.
W niemieckiej kulturze ludowej jodła jest symbolem wierności, czego potwierdzenie znajdujemy w ludowej pieśni śpiewanej często w okresie świąt Bożego Narodzenia: … O jodło, o jodło, jak wierne są twe liście… Do wnętrza domu pierwsze drzewko przybrane błyszczącymi gwiazdkami przyniósł podobno Marcin Luter.
Pierwszą choinkę jodłową do Anglii przywiózł książę Albert, mąż królowej Wiktorii. Przystrojone bogato drzewko zjawiło się na zamku w Windsorze w 1841 roku. Bardzo spodobało się królowej. I szybko znalazło się w innych, zwłaszcza bogatych domach arystokratów i zamożnych przedstawicieli klas średnich. W czasach wiktoriańskich na choince pojawiły się zapalone świece. Pierwsze lampki elektryczne pojawiły się w 1895 roku.
W Europie największą moc przypisywano jodle w Rumunii. W wywarze z igieł jodłowych kąpano tam niemowlęta, by je wzmocnić i unieszkodliwić złe moce. Takie magiczne wierzenia rozciągano tam na całe życie. Istniało bowiem przekonanie, jakoby los człowieka miał swój rejestr na szczycie drzewa. Rytuał oddania dziecka drzewu był prosty: układano noworodka pod jodłą, modlono się na klęczkach i ryto w korze znak noworodka. W miarę dorastania do jego obowiązków należała opieka nad przeznaczoną mu jodłą. W okresie narzeczeństwa składano sobie z kolei pod tym drzewkiem przyrzeczenia miłości i wierności. Jeśli umarł młody człowiek, na grobie sadzono jodłę. W razie śmierci podczas wojny i braku możliwości sprowadzenia zwłok, drzewo jodłowe chowano w trumnie przeznaczonej dla zmarłego.
Pierwsze ubierane jodełki – choinki pojawiły się w Polsce w XIX wieku i to głównie w miastach, w domach Niemców i ewangelików pochodzenia niemieckiego. Obyczajem Prusaków jest zwyczaj w Warszawie – napisał o choince w 1830 roku Łukasz Gołębiowski – upominkiem dla dzieci w wilię: sosienka z orzechami włoskimi, złocistymi jabłuszkami i mnóstwem stoczków. Nieco później, ale także pod wpływem niemieckim, pojawiły się choinki na Pomorzu, na Warmii i Mazurach oraz na Śląsku. Z czasem zwyczaj ustawiania w domu świątecznego drzewka rozszerzył się na całą Polskę. Aż trudno uwierzyć, że jest to jedna z młodszych tradycji świątecznych.
Polska jodełka jest specjalnym drzewem. Na Podhalu przed wykorzystaniem jej jako ustrojonej choinki służyła do wyrobu trumien. Wierzono, że zapewni zmarłemu wieczny spokój i głęboki sen. Starte na proszek i wsypane do wódki wióry, pozostałe z kołków wbijanych do trumny, miały wywoływać miłosne zauroczenie. Jodła uosabiała również żal i smutek – w sztuce obrazem tego jest choćby popularna aria Jontka z Halki Stanisława Moniuszki: Szumią jodły na gór szczycie, patrzą sobie w dal, a młodemu smutne życie, gdy ma w sercu żal.
Dzisiaj nie wyobrażamy sobie świąt Bożego Narodzenia bez choinki. Jednakże w okresie międzywojennym na wsi, a zwłaszcza we wsiach Polski południowej i centralnej choinka należała do rzadkości, przy czym w okresie Bożego Narodzenia królowały inne zielone dekoracje. Były to gałązki zimozielone: świerku, jodły lub sosny, którymi strojono ramy świętych obrazów, ściany, drzwi wejściowe i furtki. Przybijano je do wrót stodół i obór – miały chronić ludzi i zwierzęta przed złem, zmorami oraz zapewnić dobrobyt i szczęście.
Na Sądecczyźnie i na Podgórzu Rzeszowskim przed domem ustawiano ścięte w lesie małe świerczki – symbol szczęścia i urodzaju. Różniły się miedzy sobą dekoracjami świątecznymi. W Polsce południowej i południowo-zachodniej: na Podhalu, Pogórzu, Śląsku Cieszyńskim, na ziemi sądeckiej i krakowskiej, w okolicach Jarosławia, Rzeszowa, Lublina i Sandomierza nad stołem wigilijnym, u powały, zawieszano czubek świerku lub sosny, obręcze starych sit owinięte sosnowymi gałązkami albo ozdoby uplecione z ostatniej garstki słomy ze żniw, także przybrane zielenią. Wieszano na nich ciastka domowej roboty, wydmuszki jaj, piórka, jabłka, orzechy, łańcuchy oraz inne wykonane w domu papierowe ozdoby i koniecznie wycinanki z opłatka oraz duży, barwny, sklejony z opłatków świat. Taki przystrój nazywano: podłaźnikiem, połaźnikiem, jutką, wiechą, sadem, rajskim lub bożym drzewkiem. Wierzono, że wisząca pod sufitem podłaźniczka nie tylko pięknie przystraja dom, ale dysponuje właściwościami dobroczynnymi: chroni od nieszczęść i chorób, przynosi dobrobyt, zapewnia zgodę i miłość w rodzinie. Wierzono, iż pannom na wydaniu umożliwia szybkie i udane małżeństwo, tym bardziej, że wizyta kawalera w okresie świątecznym traktowana była jako przyjście w konkury – szczególnie jeśli usiadł pod podłaźniczką i zerwał z niej jabłko lub orzech. Wyschniętego podłaźnika nigdy nie wyrzucano. Jego pokruszone, drobne cząstki dodawano do karmy zwierzętom albo zakopywano w bruzdach zagonów – na urodzaj.