Fabuła raczej do skompolikowanych nie należy. Główny bohater Miles, jest typowym komputerowym nerdem, któy ma nudną pracę i eks dziewczynę, nie mogącą znieść jego niedojrzałego stylu życia. Gnębiony przez rzeczywistość, jedyną rozrywkę znajduje w sieci gdzie spędza wieczory trollując i hejtując użytkowników najprzeróżniejszych portali społecznościowych. Pewnego dnia trafia na stronę "Schizm"- portalu załozonego przez groźnego przestępcę Riktora. Za pośrednictwem strony na żywo transmitowane są widowiskowe i brutalne pojedynki, prowadzone na śmierć i życie przez tak zwanych graczy. Ci z kolei to zazwyczaj bezwzględni mordercy, a najsłynniejszym z nich jest zbiegła z zakładu psychiatrycznego- Nix. Miles naraża się administratorom strony i dlatego następnego ranka budzi się z dwoma pistoletami przybitymi do dłoni, ze świadomością, że poluje na niego Nix. Co więcej Riktor, by zmusić go do gry, porywa jego ukochaną eks dziewczynę. Miles ma do wyboru- dać się zabić lub zmężnieć i zacząć walczyć.
Mamy więc głównego bohatera będącego mięczakiem wrzuconego w brutalny świat przemocy, mającego za wroga okrutnego przestępcę i ruszającego do walki by uratować swoją ukochaną, po drodze zyskując męskość i odwagę...No cóż, brzmi banalnie i takie właśnie jest, bo jak już wspomniałem, twócy "Guns Akimbo" nie stawiają na zawiłości scenariusza, traktując go jedynie jako wymówkę do pokazania nam festiwalu krwi i przemocy. Mamy tu szybki montaż, realizowany pod dynamiczną muzykę, mnóstwo strzelanin, walk, pękających czaszek i morze przelanej krwi. A wszystko to w teledyskowej formie przypominającej bardziej kreskówkę niż film fabularny. Mimo to ogląda się to na tyle dobrze, że nie przeszkadza nawet fakt iż możemy przewidzieć każdą następną scenę.
Na uwagę zasługuje jednak występ Daniela Radcliffa, który od czasu zakończenia serii o "Harrym Potterze" dwoi się i troi by zerwać z wizerunkiem młodego czarodzieja w okrągłych okularach. Co więcej, trzeba przyznać że robi to skutecznie. Wystarczy wspomnieć parę jego "postpotterowskich" filmów takich jak świetne "Rogi" Alexandre Aja czy niesamowity "Swiss Army Man" Dana Kwana i Daniela Scheinerta, gdzie Radcliffe przez cały film gra gnijące zwłoki. Podsumowując, były czarodziej z Hogwartu, dokonuje zaskakujących wyborów jeśli chodzi o role filmowe. Wybiera takie, które stawiają mu aktorskie wyzwania i przyznaję, że wychodzi z tych wyzwań zwycięsko, stając się jednym z najciekawszych aktorów młodszego pokolenia. Nie inaczej jest w "Guns Akimbo", gdzie przekonująco odgrywa mięczaka zmieniającego się w bohatera. Świetny popis daje również Samara Weaving. Na codzień ślicznotka, tutaj wytatuowana po uszy z metalowymi implantami w szczęce, dymiącymi spluwami w rękach świetnie się bawi grając psychopatyczną morderczynię. Jej wujek- Hugo Weaving, znany z roli matriksowego Agenta Smitha, byłby dumny.
Przerysowane żywcem z komiksu postacie w tym przypadku to nie wada, a zaleta filmu, który nie udaje poważnej produkcji, a wręcz przeciwnie- stawia na prostą rozrywkę. "Guns Akimbo" to nie tylko pastisz filmów akcji, ale również lekka satyra na współczesne społeczeństwo, które zanurzone w ekranach smartfonów, zaczyna zacierać granicę między tym co rzeczywiste a wirtualne. Produkcja obiecuje przemoc i akcję, której dostarcza aż w nadmiarze, ale są filmy które jednak robią to lepiej. Pierwszym tytułem, który tu się nasuwa jest świetny "Crank" Marka Neveldine'a i Briana Taylora z Jasonem Stathamem w roli głównej. Historia brutalnego przestępcy, którego przy życiu utrzymuje tylko wysoki poziom adrenaliny we krwi, to wizualny majstersztyk pełny przemocy i fantastycznych scen akcji, które przyspieszają bicie serca. Twórcom "Guns Akimbo" przyświecał ten sam cel, w wyniku czego powstał film na pewno ciekawy, ale nie wybitny. Jeśli jednak brakuje wam trochę adrenaliny i ekranowej przemocy- "Guns Akimbo" dostarczy jej wam w ilości wystarczającej nawet dla najbardziej wybrednego widza.