Samuel Willenberg trafił do obozu w Treblince 20 października 1942 roku. Pierwszą czynnością, którą nakazali mu wykonać, było zdjęcie i zawiązanie butów w parę za sznurowadła. Rzesza Niemiecka wykorzystywała w ten sposób wszystkie rzeczy swoich ofiar. Uratowany przez kolegę z Częstochowy, ocalały jako jedyny z 6 tys. deportowanych z getta w Opatowie, rozpoczął codzienne życie w obozowym piekle. Wspomnienia zapamiętuje jak obrazy: muzyków w groteskowych frakach grających więźniom idącym na rzeź, szajsmajstera pilnującego, aby nikt nie siedział w latrynie dłużej niż minutę, człowieka z wózkiem, który zbiera butelki ofiar, golenie głów kobietom przywiezionym do obozu czy segregację odzieży po zamordowanych. Historie przejmujących, zastygłych w posągowym bezruchu postaci, są testamentem tych, których dotknęła tragedia Zagłady.
Willenberg mimo traumatycznych przeżyć wojennych w okupowanej przez Niemcy Polsce, do końca życia w 2016 roku miał odwagę wracać do ojczystego kraju. Od wyjazdu do Izraela w 1950 roku wielokrotnie wraz z żoną Krystyną przyjeżdżali do Polski – sami lub jako przewodnicy izraelskiej młodzieży. Stali się rzecznikami dobrych relacji polsko-żydowskich, nie ukrywając tragicznych, ale i pięknych wydarzeń łączących te dwie grupy polskich obywateli podczas zbrodniczej niemieckiej okupacji.
Źródło: IPN