Jerzy Pilch zmarł w miniony piątek 29 maja w Kielcach, mieście w którym spędził ostatnie miesiące życia. Miał 67 lat. Od kilku zmagał się z chorobą Parkinsona. Jego wolą było, aby również w Kielcach spocząć na zawsze. Jak powiedział w czasie mszy ks. Rudkowski, proboszcz Parafii Ewangelicko-Augsburskiej: „Śp. Jerzy Pilch zdecydował się, by jego prochy zostały złożone w Kielcach. Dla wielu jest to decyzja zaskakująca, być może nawet niewiarygodna. Ale tak chciał. W naszym mieście mieszkał od grudnia ubiegłego roku. Zaczął je poznawać. I gdyby nie zerwana nagle nić Jego żywota, z pewnością zakochałby się w tej ziemi. Tak jak kochał swoja rodzinną Wisłę, Warszawę czy Kraków, w których spędził tak wiele lat swego życia. Szybko zaczynał się zachwycać Kielcami. Szczególnie spodobały mu się dwa miejsca: Park Miejski im. Stanisława Staszica, o którym mówił, że jest: „fantastycznie depresyjny i wybitnie melancholijny” oraz Cmentarz Stary, na którym zapragnął zostać pochowany. Jestem pewien, że gdyby było mu dane pożyć jeszcze kilka lat, to z pewnością jego poznawanie naszego miasta przerodziło by się w miłość do tego miejsca. W podobną miłość jaką darzył Wisłę, Warszawę i Kraków. Ale teraz przed nim cała wieczność, na którą związał się dobrowolnie z tym miastem”.
Na koniec cytat ze zbioru felietonów Jerzego Pilcha „Bezpowrotnie utracona leworęczność. Ulica Filarecka”: „Wszystko jedno, czy się ma przed sobą sto lat, rok czy tydzień, zawsze się ma przed sobą wszystko”.
(zdjęcia R. Wojcieszek)