W czasie wojny brał udział w kampanii wrześniowej, a po klęsce przebywał na emigracji. W 1947 roku wrócił i zamieszkał w Łodzi. Nagrodzony za twórczość literacką w 1955 i 1963 roku. Poeta, prozaik i eseista. Wydane tomiki wierszy: „Poezja” (1931), „Siedem nocy” (1948), „Czternaście wierszy” (1958), „Delta” (1962), „Autentyki” (1967).
POEZJA INSPIROWANA KULTURĄ CHŁOPSKĄ
OKOLICA
Okolica moja – górnolica –
Zaziemiona polami
Zadrzewiona lasami
Ułączniona nadwodnie
Urzeczniona przypolnie –
Okolica moja – pagórnica –
Ojczyźnica
Łysogórskie jej zjawy
Na zachodzie zawisły,
Jakby znaki pytania.
I kroplami zarania
W moim sercu rozprysły
Przeddziejami kochania
U wrót duszy zawisły
Garbne znaki pytania –
Świętokrzyskie i jedlne
Zbłękitnione modrzewnie,
Bożycami pogańskie,
Witosławskie i dębne,
Sobótkami obrzędne –
A nade wszystko
A nade wszystko
Rodzinnym domem śpiewne.
…Mojego domu rodzinnego okna
W świętokrzyskie patrzyły pagórze
Okolica moja – pagórnica –
Zaziemiona polami
Zadrzewiona lasami,
Ułączniona nadwodnie,
Urzeczniona przypolnie
W jeden dla mnie skreśliła się znak
W który dziecka patrzyłem oczami
Z mojego domu rodzinnego okien.
ROZMOWA
ON:
Tutaj kościół budował
Sam Władysław Herman
Tu była kasztelania –
Królewska.
JA:
Mieścina jakaś mizerna
Jak ostatnia po płaczu łezka,
Gdy z oka wyjść się wzbrania
Półschnąca
Lecz bardziej od poprzednich niebieska.
ON:
Tutaj kraina niebielonych pował,
Świat wapienników,
Archeologia dymarek
I geologia karbońska.
JA:
Czuję dużo starego słońca,
I powietrze tu naprawdę świeże,
Jak stroje bez kołnierzyków,
Jak niebieska przy koszuli wstążka.
Widać, że epoka dawna –
Karbońska.
ON:
Słowa jak ręce
Patrz – jakie szorstkie i zgrzebne,
Czasem tylko są lniane w piosence.
Tu żyto kiepskie się rodzi
Z półłanu masz kilka ćwierci
Lecz inny urodzaj nad podziw.
Idźże do serc ich.
Możesz jeść – takie chlebne!
ZIEMIA
Chcę upodobnić się do niej
Gnąc w odludnym ugorze
Tu – lękiem stóp i dłoni
Już, już odkrywam tajemnicę
Gdy czoło trawy przyłożę,
Ustami zioła pochwycę,
Ostami wargi pokrwawię
Chłonąc jej sok i rosę.
Tu zieloność jej jak liście buka
Wstrzyknę w źrenice
By mi nie lśniły jak robaki w trawie,
W kretowisko wsunę stopy bose
Ramionami przylgnę do bruzd,
Jakby krzyżem – ostatnią miłością
Wtedy oczu zieloną mądrością
I goryczą pokrwawionych ust
Sobie i jej błogosławię.
Źródło: Wojewódzki Dom Kultury w Kielcach