W każdej społeczności, nie tylko wiejskiej, wierzono, że istnieją czarownice. Najczęściej za czarownice uważano kobiety nielubiane, złośliwe, stare, brzydkie, mamroczące coś pod nosem itp. Uważano nawet, że dobra gospodyni, której krowa dawała znacznie więcej mleka od krów sąsiadek, była czarownicą, bo stosując sobie tylko znane tajemne sztuczki, odbierała mleko cudzym krowom. Twierdzono, że niektóre z kobiet miały mieć moc czarowania – i że objawiała się ona poprzez okadzanie swojego inwentarza magicznym zielem. Aby krowie po ocieleniu czarownica nie odebrała mleka, zaradne gospodynie trzy razy obchodziły i okrapiały krowy palmą moczoną w święconej wodzie lub okadzały je palącymi się ziołami z wianków poświeconych w Boże Ciało.
Czarownicom przypisywano sprowadzanie na swe ofiary chorób, nieurodzajów i wszystkich innych nieszczęść. Przy czym czarownice zajmowały się też działalnością znachorską i czarami miłosnymi. W wierzeniach ludności naszego regionu czarownice mogły przybierać postać myszy, ropuchy itp. Były one w ścisłym związku z diabłem (pociotem). Najgroźniejszym dla człowieka był diabeł zwany szatanem, który mógł przybierać różne postaci. Przy czym można go było rozpoznać, bo zawsze była to postać szpetna, pokryta czarnym włosem, z ogonem, rogami i końskimi kopytami zamiast stóp. Jako że było to licho przebiegłe, to diabeł w ludzkiej postaci pokazywał się jako wysoki, elegancko ubrany mężczyzna. Miał ręce i nogi zakończone pazurami, więc chował je w długich rękawach koszuli zakończonej falbankami i koronkami i w czarnych oficerkach. Rogi ukrywał pod kapeluszem, natomiast ogon chował pod kontuszem. Diabeł w wierzeniach ludowych doprowadzał do zguby wszystkich, którzy byli słabej wiary i mu zaufali, chcąc się szybko i łatwo wzbogacić. Na naszej ziemi wierzono, że był świetnym tancerzem i że doprowadził do zapadnięcia się w otchłań zamku, który stał na szczycie Łyśca.
Zmora zakradała się w nocy do alkierza, przybierając rożne postacie – kota, myszy, szczura, a nawet igły lub słomki, i kładła się na swojej ofierze, przyciskając ją tak, by nie mogła się ruszyć, ani wydobyć głosu, po czym wysysała krew. Kiedy rano znajdowano w posłaniu śpiącego kota, wiadomo było, że złe samopoczucie i nocne gniecienie w piersiach było zasługą zmory! Skuteczną metodą zapobiegania jej działaniom była zmiana pozycji snu. Należało położyć się w łóżku odwrotnie, tam gdzie wcześniej leżały nogi – teraz powinna leżeć głowa. Wierzono, że to zawsze zmyli demona. Dodatkowym zabezpieczeniem było spanie ze skrzyżowanymi nogami. Co prawda był to demon dość naprzykrzający się, ale łatwy do okpienia i zasadniczo nieszkodliwy.
Na "zmorowatość" osoby wskazywał jej wygląd: zrośnięte brwi lub różnokolorowe oczy oraz jej zachowanie, na przykład szczególne upodobanie do uwodzenia żonatych mężczyzn.
Mara to dusza człowieka zmarłego nagłą śmiercią bez wcześniejszej spowiedzi i rozgrzeszenia. Jej specjalnością było bolesne duszenie śpiących, a szczególnie dziewcząt, które miały nieczyste myśli.
Południca (żytnia rżana baba, miawka) – opiekunka zboża i polnych kwiatów i dręczycielka ludzi. Był to bardzo złośliwy i morderczy demon polujący na tych, którzy w samo południe, kiedy w kościele odmawiano Anioł Pański, przebywali w polu. Południca uśmiercała dorosłych (kosiarzy lub oraczy pracujących w pełnym słońcu), porywała też dzieci bawiące się na skraju pola. Czasem pozbawiała ofiary na jakiś czas przytomności lub doprowadzała je do ogromnego bólu głowy. Powszechne było wierzenie, że południca może zabrać dziecko, które w południe było pozostawione samo w izbie z otwartym oknem lub na polu bez opieki. Wyobrażano ją sobie jako kobietę ubrana w białą długą koszulę o surowej bladej twarzy. Jeśli w bezwietrzny dzień łany zboża nagle zaczynały falować, było jasne, że zbliża się południca. Czasem spotykano ją tańczącą w kręgach – i kto się w taki krąg dostał, dla tego nie było już ratunku. Szczególnie lubiła przebywać wśród łanów żyta. Wierzono, że nie ma przeciw niej obrony – należało po prostu w samo południe unikać przebywania na polu, a już szczególnie drzemki w pełnym słońcu. Śpiący człowiek był bowiem najłatwiejszą ofiarą. Południca nie lubiła cienia, dlatego, jeśli do chałupy było daleko, dobrze było przesiedzieć południe w cieniu drzew, gdzie demon nie miał dostępu.
Polewik był męską odmianą południcy. Ten demon z kolei przebywał głównie wśród łanów pszenicy i oczywiście chętniej polował na kobiety.
Mamuna (boginka, dziwożon, połonka). Demony te przedstawiano w postaci bardzo szpetnych kobiet, chudych, owłosionych na całym ciele, z piersiami tak zwisającymi, że dla wygody demony te przerzucały je sobie przez ramię lub prały nimi, zamiast kijanką, swoją bieliznę. Mamuny najchętniej szkodziły kobietom w ciąży, zsyłając na nie koszmarne sny, i zmuszając je do wymiotów. Sprawiały także, że kobietom puchły nogi. Na kobiety w połogu i nowo narodzone dzieci zsyłały nagłe gorączki i choroby. Ofiarami mamun padały najczęściej dzieci jeszcze niechrzczone. Wierzono, że wiedźmy te podmieniają również niemowlęta – w miejsce dziecka podkładają niemowlę czarownicy i demona. Poznawano je po tym, że były to dzieci niedorozwinięte, z wielkimi głowami. Niemowlę takie po wyrośnięciu stawało się złym człowiekiem. Wcześniej, w dzieciństwie, było złośliwe. Pod nieobecność dorosłych w domu wyjadało wszystko z garów, sikało do mleka, by skwaśniało, itp. Ochroną przeciw mamunom było noszeniu przy sobie czegoś metalowego i ostrego, np. szpilki lub agrafki. W czasie porodu, by niedopuścić zbliżenia się demona do rodzącej, pod łóżko wkładano duży nóż, siekierę, a czasem pług. Noworodkom przywiązywano do rączki czerwoną wstążeczkę lub nitkę, co miało chronić je przed podmianą i rzuceniem uroku. Czerwoną wstążeczkę lub nitkę przywiązywano też do kołyski. Mamuny potrafiły też zabrać noworodkowi cień, co sprawiało, że dziecko wyrastało na głupca lub szaleńca. Matki zabezpieczały swoje dzieci przed porwaniem. Tuż po narodzinach dziecka każdej nocy stawiano na oknie roślinę, zwaną „dzwonkiem” (był to dziurawiec pospolity). Na widok mamuny, która przyszła po dziecko, powinno się zawołać „Połonka uchwyć się dzwonka”. Jeżeli matka zauważyła podmianę swojego dziecka na dziecko mamuny, to musiała mocno bić podrzutka. Płacz maleństwa miał sprawić powrót boginki i oddanie porwanego dziecka, a zabranie swojego.
Wilkołak – na wsi kieleckiej miało to być rzadkie zjawisko. Wierzono jednak, że na naszym terenie również zdarzają się wilkołaki. W opowieściach ludowych był to człowiek, który potrafił się w określonym czasie (np. podczas pełni księżyca) przekształcić w wilka. Stawał się wówczas groźny dla innych ludzi i zwierząt domowych – atakował je i zabijał. Po powrocie do ludzkiej postaci nie pamiętał niczego, co uczynił w wilczej skórze. Wierzono nawet, że człowiek taki nie wiedział, że jest wilkołakiem. Skuteczną metodą obrony przed wilkołakami było noszenie przy sobie czegoś srebrnego, bo tego kruszcu demon ten się bał. Wilkołaka, gdy zmienił się w wilka, nie można było zranić zwykłą bronią. Jedynie taką ze srebrną kulą lub wyposażoną w ostrze wykonane ze srebra. Zranienie taką bronią powodowało natychmiastowe przerwanie przemiany w wilka i powrót do ludzkiej postaci. Osobę, którą podejrzewano, że jest wilkołakiem, pętano podczas pełni księżyca srebrnym lub ostatecznie metalowym łańcuchem. Uniemożliwiało to jej transformację. Wilkołakiem, według wierzeń, stawał się człowiek ugryziony przez innego wilkołaka. Na nasze ziemie wilkołaki miały przywędrować w czasie ostrej zimy aż z dalekich Karpat.
Wampir (wypierz) był to zmarły żywiący się krwią śmiertelnych. Mówiąc dokładniej, było to ciało ożywione przez demona. Wierzono, że wywodzi się z dusz samobójców, zmarłych na zarazę, mających dwa serca, znachorów, czarowników i czarownic. Wampiry nienawidziły światła słonecznego i dnia, ponieważ słońce było dla nich zabójcze. Noce spędzały w grobie lub w lochach, noce schodziły im na polowaniach na ludzi. Wbrew potocznym opiniom, jednorazowe ukąszenie przez wampira nie zarażało ukąszonego wampiryzmem – inaczej szybko cała ludzkość przekształciłaby się w wampiry. Wampiry uwielbiały wysysać krew ze śpiących ludzi, którzy nawet nie byli tego świadomi. Skutkami działań wampira były tylko coraz większe osłabienie, bladość i czoło zroszone potem po obudzeniu, oraz koszmarne sny i stałe uczucie wielkiego zmęczenia. Wampiry nie znosiły czosnku i cebuli, stąd dobrze było mieć w domu nieco tych warzyw. Wskazane było ich spożywanie. Wampira można było też skutecznie odstraszyć, wbijając nóż w jego cień. Demony te potrafiły przybierać postać nietoperzy. Wampiry w swoim wcieleniu były wrażliwe na srebro, które je odstraszało, ale nie zabijało. Można było natomiast unicestwić ciało, w którym przebywał demon, przebijając spoczywające w grobie zwłoki drewnianym (najlepiej osikowym) kołkiem. Wskazane też było odcięcie trupowi głowy i włożenie jej między nogi.
Latawiec był to duch powietrzny, zazwyczaj widoczny w postaci spadającej gwiazdy. Latawiec, gdy wypatrzył sobie piękną kobietę, zrywał ogniwo złote, którym był przykuty do nieba, i rzucał się w dół, a w przelocie świecił jak gwiazda. Tracił blask im bliżej był ziemi, odpadały mu skrzydła i przybierał postać pięknego młodzieńca. Kobiety zakochiwały się w nim od pierwszego wejrzenia, zrywały więzy z otoczeniem, usychały z miłości i tęsknoty, i nagle umierały.
Latawcami (w wersji żeńskiej – latawicami) stawały się dusze wisielców i straconych złoczyńców. Zarządzały one zjawiskami atmosferycznymi. Szczególnie upodobały sobie wszelakie wiry i trąby powietrzne. Naturalnie chodziło im tylko o to, by szkodzić ludziom. Były to demony złośliwe, ale w sumie mało groźne. Co więcej można je było "obłaskawiać" za pomocą specjalnych zaklęć czy modlitw, a nawet obfitego poczęstunku – i wtedy demon wręcz sprzyjał tym, którzy go ugościli. Dość często z pomocy latawic korzystali młynarze, którym latawica dmuchała mocno w skrzydła wiatraka, jednocześnie zabierając wiatr konkurencji.
Topielice (utopce, wodniki, topce itp.) to istoty demoniczne powstałe z dusz ludzi, którzy popełnili samobójstwo, topiąc się lub też zostali utopieni (np. wyrodna matka utopiła swoje świeżo urodzone, najczęściej nieślubne dziecko). Płody kobiet, które utonęły będąc w ciąży, stawały się wodnikami. Demony te zwykle zachowywały taką postać, jaką miały w momencie śmierci, ale można je było łatwo poznać po nienaturalnie dużej lub małej głowie, cienkich, wręcz pajęczych, nogach oraz zielonych włosach. Uważano, że topielec pojawiał się również pod postacią zagubionego konia pasącego się na brzegu rzeki. Jeśli ktoś go dosiadł, to koń wskakiwał do rzeki i topił swoją ofiarę. Topielec mógł też przybierać postać mężczyzny lub kąpiącej się w rzece pięknej kobiety, która zwodziła młodych mężczyzn i chłopców, topiąc ich w nurtach i wirach rzek. Topielec mógł niekiedy występować pod postacią psa, ryby, czy kaczki. Zawsze miał wilgotne ubranie, z którego sączyły się strumyki wody.
Utopiec zajmował się głównie topieniem nieostrożnych pływaków i nie lubił, gdy ktoś przeszkadzał mu w tym zajęciu, więc często topił nie tylko tego, kogo chciał, ale i tego, który ruszył mu na pomoc. Zasadniczo przed utopcami nie było skutecznej obrony, więc najlepiej było nie wchodzić im w drogę. Wierzono również, że jeżeli utonęła matka, zostawiwszy niemowlę przy piersi, to gdy przyniesiono dziecię po zachodzie słońca na brzeg wody, wypływała i je karmiła. Topielców nazwano też diabłami wodnymi.
Rusałki były przeciwieństwem utopców. Rusałkami były zwykle piękne młode dziewczyny, które utopiły się z powodu nieodwzajemnionej miłości lub wskutek porzucenia przez niewiernych kochanków. Lubiły stroić się w wieńce z kwiatów i powłóczyste białe szaty, ale też często preferowały absolutną nagość. Rusałki bywały niebezpieczne dla mężczyzn, których to wabiły pięknym śpiewem (i ciałem). Mężczyzna zwabiony przez rusałki tonął w wodzie, w ich ramionach. Szczęśliwi byli mieszkańcy tych wsi, przez które przepływały małe strumyki, a w pobliżu nie było głębokich jezior czy rzek.
Lasowik był duchem lasu, najczęściej duchem pustelnika lub człowieka nagle zmarłego w lesie, troszczącym się o jelenie, wilki, niedźwiedzie i zające. Pastuchowie zawierali z nim umowę, przynosząc mu ofiary, by stado świń czy krów wypasanych w lesie, było bezpieczne od dzikiego zwierza. Lasowika można było poznać po tym, że nie miał cienia i lubił plątać człowiekowi leśne drożyny. Celem uniknięcia spotkania z lasowikiem należało założyć ubranie na lewą stronę lub tyłem naprzód. Niektórzy chłopi uważali, że lasowik jest żonaty. Jego żoną miała być Baba-Jaga. Ich dzieci nazywano leszankami. U nas wspominano o nich jedynie ze względu na Baby-Jagi, które poślubiali.
Strzyga (strzygonie – strzygi). Nie było wsi, w której by nie wierzono w upiory, zwane strzygami. Strzygami według powszechnych przypuszczeń zostawały dusze wcześnie zmarłych, nieślubnych dzieci i tych urodzonych z zębami, mających dwa serca, siódme z kolei dziecko tej samej płci, czy też każdy chłop mający dwie dusze, który zmarł bez sakramentu bierzmowania. Uważano, że ciało strzygi nigdy się nie rozkłada, toteż mogła ona wychodzić z grobu. Podobnie jak zmory, wysysała krew swoim ofiarom. Wierzono, że jest to demon o wielkich sowich skrzydłach i ostrych pazurach, ale mógł też przybrać postać zwykłej sowy. Nocami strzygi nachodziły ludzkie siedziby, by wypijać krew ludzi bądź zwierząt domowych. Aby pozbyć się strzygi, należało odnaleźć na cmentarzu grób z ciałem dziecka, z którego wylęgła się strzyga, a następnie, jak w przypadku wampira, przebić jego serce osikowym kołkiem, obciąć mu głowę i ułożyć ją między nogami, najlepiej twarzą do ziemi. W niektórych wierzeniach strzyga nie szkodziła niczym innym ludziom jak tylko tym, że wróżyła niechybną śmierć w domu, na którego dachu zakwiliła.
Płanetnik (chmurnik, obłocznik, gradownik) to demon chmur deszczowych, burzowych i gradowych. Płanetnicy trzaskali piorunami w zmarłe duszyczki nieochrzczonych dzieci, przesuwali chmury, a wodę z rzek nabierali za pomocą tęczy. By ich odpędzić od zalania domostwa czy wsi, układano przed domami widły, pogrzebacze, miotły, bądź dzwoniono w blachę lub dzwony. Wierzono w zbawczą moc żelaza, z którego zrobione były te przedmioty. Moc żelaza wiązała się z wierzeniem, że Pan Jezus został przybity do krzyża żelaznymi gwoździami. Zdarzało się, że potrzebna była ich pomoc w celu przyspieszenia opadów na pola dotknięte suszą. Wówczas przyciągano płanetnika do wsi, oprowadzając po polach nagą dziewicę, cały czas oblewając ją wodą – która to wabiła do siebie zbereźnika płanetnika.
Ogniki (świetliki, błędne ogniki) były niegroźne dla ludzi. Wierzono, że były to dusze pokutujących mierników (geometrów), którzy niesprawiedliwie rozmierzali grunta chłopskie. Widząc te ogniki, niektórzy mówili, że jest to sam diabeł lub skarbnik. Najczęściej utożsamiano je z duchami zmarłych pokutujących, które na moczarach wiodły ludzi na manowce. Niektóre z dusz, będące przy końcu pokuty, wskazywały podróżnym właściwą drogę.