Sztuka Hanocha Levina – izraelskiego dramaturga, którego rodzice pochodzili z Polski, to historia brzydkiego młodzieńca Jakisia Huszpisza (w tej roli Dawid Żłobiński), który nie mógł znaleźć żony. Z pomocą przychodzi mu swat Leibech (Mirosław Bieliński) i znajduje mu niegrzeszącą urodą dziewczynę o imieniu Pupcze (Zuzanna Wierzbińska). Młodzi pobierają się i zaczyna się problem konsumpcji związku. Jakiś nie może dopełnić małżeńskich obowiązków ze względu na brzydotę żony. Z pomocą przychodzą rodzice i szwagier (Krzysztof Grabowski). Organizują mu spotkanie z prostytutką (Joanna Kasperek) oraz księżniczką (Dagna Dywicka), ale i to nie przynosi upragnionego skutku.
Prapremiera sztuki "Jakiś i Pupcze" w reżyserii jej autora miała miejsce w 1986 roku w Tel Awiwie, w teatrze Cameri. Komedia została entuzjastycznie przyjęta przez krytykę i publiczność. Polską prapremierę w Kielcach wyreżyserował Piotr Szczerski. Muzykę do spektaklu skomponował Zygmunt Konieczny. Niezwykle prosta scenografia, ale pomysłowa i funkcjonalna scenografia Hanny Szymczak, dopełnia całości. Sztukę przetłumaczyła Ela Sidi, która przyjechała specjalnie na polską prapremierę z Izraela do Kielc. Na scenie pojawia się czternastu aktorów. Obok wcześniej już wymienionych w spektaklu grają: Teresa Bielińska, Ewa Józefczyk, Ewelina Gronowska, Marcin Brykczyński, Janusz Głogowski, Edward Janaszek, Artur Słaboń i Jerzy Sitarz, który na co dzień jest kierownikiem literackim kieleckiego teatru. I do tej roli mam jedynie zastrzeżenie. Monolog wygłoszony przez Jerzego Sitarza jest niezrozumiały, brak odpowiedniej dykcji i przygotowania aktorskiego sprawiają, że mądre przesłanie jest nieczytelne. Nie rozumiem, co spowodowało, że reżyser dokonał takiego wyboru. Natomiast na wielkie brawa i ogromne wyróżnienie zasługuje Dawid Żłobiński.
Jeżeli spektakl nie spodoba się Państwu, to i tak uważam, że tłumaczenie sztuki przez Elę Sidi jest rewelacyjne – powiedział przed premierą Piotr Szczerski.
Spektakl okazał się strzałem w dziesiątkę. To mądra, dająca do myślenia, ale również zabawna sztuka, która w pierwszej części wzbudza śmiech, w drugiej przynosi wyciszenie i zmusza do refleksji. Jest to „smutna komedia” (tak brzmi podtytuł), zagrana w bardzo dobrym tempie. Ostatnia scena, w której aktorzy chowają się za zamykaną bramą, a nad sceną unoszą się dymy, przywodzi na myśl Holokaust.